FFXIV: Heavensward uważam za skończone. Przynajmniej jeśli chodzi o fabułę, bo nadal do zrobienia mam mnóstwo misji pobocznych odblokowujących dostęp do różnego rodzaju instancji grupowych oraz rajdowych.
Dobra wiadomość jest taka, że po nieco nudnej fabule z podstawki Final Fantasy XIV opowieść z Heavensward nieco mnie wciągnęła. Było w niej wszystko to co lubię: wielkie smoki, zdrady, śmieszne stworki i wymagające walki. Ba, powiem nawet, że walka z ostatnim bossem na murach Baelsar była naprawdę wymagająca, a to przecież fabuła, więc się nieco zdziwiłam.
Kilka dni temu wspominałam Wam także, że jestem w trakcie kapitalnej serii questów opowiadającej tajemniczą historie steampunkowego miasta Alexander. Historia ta jest także wprowadzeniem do nieco wymagających ośmioosobowych rajdów, które podzielone zostały na dwanaście etapów. Bałam się, że nie będę w stanie jej ukończyć. Okazuje się, że się myliłam i w FFXIV nadal są osoby robiące te rajdy w taki sposób, jak zostały zaprojektowane (czyli bez nieszczęsnego unsynca). Udało się, wszystkie etapy ukończyłam i tak naprawdę prócz satysfakcji oraz radości, nic z tego więcej nie miałam.
A wracając do misji pobocznych, które muszę pokończyć. Niestety, mam ich wiele nawet z poziomu pięćdziesiątego, więc zanim będę mogła zabrać się za Stromblood, to muszę wyczyścić swój dziennik. Jedna misja już za mną: Garuda na poziomie Extreme – na to też znalazłam wariatów lubiących wyzwania 😀
W planach na ten weekend mam Bahamuta i kilka triali na 50 poziom na Extreme. Zobaczymy, czy uda się go zrealizować. Ktoś chętny? 😀
Rajdy na poziomie normal ludzie robią często i aktywnie, ponieważ należą one do Duty Roulette: Normal Raid – przydatne podczas levelowania czy farmienia tomestonów. Walki Extreme z ARR „da się” zrobić z DF, często mentorów wrzuca do tego, ale po tym, zwłaszcza te z HW… małe szanse.
Jeszcze co do Alexandra – 4 i 12 poziom na Savage daje unikatowego mounta, więc często można znaleźć grupę na nie… niestety (lub stety) unsync.