To troszkę zabawne w jaki sposób zmieniła się branża gier w ciągu ostatnich kilku lat, jak prezentowane są teraz gry, kiedy wczesny dostęp do gry jest bardziej reklamowany niż autentyczna premiera i jaki wpływ na rozwój gry mają potencjalni gracze.
Obecnie mamy możliwość zagrania w grę w której jesteśmy zainteresowani znacznie wcześniej niż kiedyś – wystarczy skorzystać z różnego rodzaju programów wczesnego dostępu. Założeniem modelu wczesnego dostępu jest wspieranie firm tworzących dana grę, jak i wywieranie wpływu na rozwój gry. Z jednej strony jest to naprawdę świetna rzecz, bo można oglądać i doświadczać zmieniającej się gry od prawie samego początku, ale z drugiej strony zaczyna wynikać z tego coraz więcej problemów.
Szał na płatny wczesny dostęp do właśnie tworzonej gry sprawił, że są one coraz droższe i coraz więcej firm decyduje się na ta formę zdobywania pieniędzy, a gracze płacą za możliwość pogrania w bardzo okaleczoną wersję gry. Najgorsze jest jednak to, że tak na dobra sprawę nie można nawet skrytykować tej wersji gry, gdyż jest ona oznaczona jako „wczesny dostęp” więc osoby, które zakupiły dostęp do gry z założenia mogły się spodziewać wielu błędów i braków.
Zresztą opłaty jakie życzą sobie twórcy gier za niedokończone produkty są czasami naprawdę oszałamiające. Dla przykładu za wczesny dostęp do Pathfinder Online należy zapłacić nie tylko 100$, ale także rozważana już jest na tym etapie subskrypcja! Niefortunny Pantehon: Rise of the Fallen nie tylko nie zgromadził wymaganej kwoty na Kickstarter, ale w późniejszym czasie twórcy próbowali zbierać fundusze poprzez płatny dostęp do forum! Nie będę już wspominać Landmarka, którego Alpha rozpoczęła się dokładnie rok temu i tak na dobra sprawę, pomimo określenia „Beta”, trwa nadal i trwać pewnie będzie do roku 2016…
Więc się tak zastanawiam kiedy to stało się akceptowalne aby płacić tak duże pieniądze za gry, które są nieprzetestowane, nieskończone i tak naprawdę dają graczowi chyba nie dość zadowalające doświadczenia?
Zdaję sobie sprawę z tego, że my – gracze, jesteśmy dość łatwowierni, ale patrząc na listę gier dostępnych jako „wczesny dostęp” na Steam wydaje mi się, że to jakiś żart. Może czas już przestać i w końcu dać znać producentom gier, że powinni zacząć ogłaszać premiery ostatecznych wersji gier?
Czasami chciałabym wrócić do dni kiedy dostanie się do bety długo oczekiwanej gry było niesamowitym przeżyciem, a nie sięgnięciem przez producenta do mojego portfela.
To zaczęło się już od dawna w grach MMO typu Free2Play – gry w wiecznej fazie bety, pełne bugów i mikropłatności bez których zabija cię byle karaluch… gracz był traktowany jako beta-tester, który zamiast otrzymywać pensję za swoją pracę, w rzeczywistości sam miał zapewniać pensję deweloperom. Wczesny dostęp to nic innego jak taki sam skok na kasę, tylko w innych gatunkach gier – tworzymy alfę/betę, a ty grasz w zabugowaną i niedokończoną produkcję informując nas o wszystkich niedociągnięciach i dodatkowo nam płacąc. To samouzupełniająca się dolina pełna złota. Osobiście zaczynam mieć już powoli dość nie tylko tych całych kickstarterów, wczesnych dostępów i innego crowdfundingu (kiedyś do założenia biznesu trzeba było podjąć ryzyko, posiadać początkowy kapitał i dużą pewność odniesienia sukcesu, dzisiaj wrzuć kozę z nosa na kickstartera/wczesny dostęp i czy się stoi czy się leży, 20k dolców się należy), ale i również cyfrowej dystrybucji, gdzie czuję się podwójnie wydymany w tyłek bez wazeliny – za grę pudełkową płaciło się ~60 dolców, gdzie połowa ceny szła na utrzymanie sklepu, tłoczenie płyty, wydawcę itp itd. Steam miał to ukrócić i umożliwić gry za niższą cenę ze względu na eliminację zbędnych kosztów produkcji – ale już od jakiegoś czasu gry wydawane TYLKO w edycjach cyfrowych kosztują równe 60 dolców, ba, czasem nawet więcej. Aj, k*rwa, nie wspomnę już o zaj*biście głupim przeliczniku 1 dolar = 1 euro i teraz wszystkie tytuły AAA każą za siebie płacić 60+ euro. I jeszcze lepiej – może jeszcze zacznę płacić 60 euro za niedokończoną grę we wczesnym dostępnie, która dodatkowo zawiera w sobie mikropłatności? What is this shit, this is bullshit! It’s a bunch of f*cklogic and it does not belong to this planet, somebody must take care of it! Das spiel ist scheiße!!! Dieses Spiel fickt dich härter als das Leben!!!
Ech, przynajmniej próbowałem xD
BTW, czy kiedykolwiek sami tak bardzo nakręciliście swoją wściekłość, że zaczęliście rzucać inwektywy w 3 różnych językach? 😛
Jest gorzej niż myślałem. Po cholerę mi ten cały steam czy inny GFWL lub origin? Kupisz grę, która wymaga do odpalenia GFWL. Po paru latach GFWL upada i obsługę programu ma przejąć steam, ale…
1. I tak musisz się zalogować na GFWL bo nie ma żadnego patcha, który wywaliłby tę usługę -inaczej gry nie odpalisz.
2. Teraz musisz się logować najpierw na steam, potem na konto microsoft, pół dnia marnuje człowiek bo musi gdzieś łazić po ciemnych stronach internetu i szukać rozwiązań problemów bo oczywiście na steam informacji o problemach nie znajdziesz.
3. Parę lat temu kupiłem program do nauki języka obcego zabezpieczonego znanym i lubianym Star Forcem. Mam nowy system operacyjny, dorobiłem się nagrywarki i mam program do nagrywania od Cyberlink. Próbuję zainstalować wyżej wspomniany program do nauki języka. Uruchamiam i co czytam? „Star Force” wykrył na twoim komputerze program do nielegalnego kopiowania. Usuń go aby móc uruchomić program.” O ty… zbóju! Nie dość, że wydałem krocie na program, to mi jeszcze w systemie grzebiesz łachudro, programy, które dostałem w zestawie razem komputerem karzesz usuwać, od złodziei wyzywasz!
4. Kiedyś wkładałem płytę byle programu. Instalował się a po zainstalowaniu mogłem go uruchomić. Ale nie! Teraz muszę się logować na jakiś durny serwer wpisywać PIN, numer dowodu osobistego, login, hasło. Pięćdziesiąt razy potwierdzać, że ja to ja.
I tu pierwszy paradoks. Ludzie uczciwi mają gorzej od osób, które jadą na piratach. Piracką wersję wystarczy zainstalować i uruchomić. Nie trzeba płacić, nie trzeba zakładać sobie smyczy.
5. Zawsze kupuję wersje pudełkowe. Tylko co z tego, jeżeli i tak muszę się logować przez te wszystkie pseudo usprawniające rozrywkę platformy.
6. Podzielić się swoimi tytułami z innymi też nie mogę. Chciałbym pograć z bratem w domu i nie mogę, muszę kupować drugi egzemplarz.
A teraz karzą sobie jeszcze płacić za testowanie jakiegoś niedokończonego bullkitu. A żeby spiracili ten tytuł i żeby im serwery padały co 10 sekund od DDoSów!
Za 60 Euro to ja mogę sobie miniwieżę do pokoju kupić.
W dużej mierze, za taką sytuację odpowiedzialni są sami gracze. Po pierwsze dlatego, że skłonni są płacić za wczesny dostęp. Po drugie, (dotyczy to głównie starszego pokolenia graczy) tęsknota i sentyment za „starą szkołą”, za tytułami typu: Meridian 69, UO itp.Ta tęsknota i sentyment posrednio przyczyniłą się do powstania takich tworów jak Kickstarter. I wydaje mi się, że od niego wszystko się zaczęło.
Nie dziwię się, że małe, niezależne studia wprowadzają tego typu rozwiązania. W większosci to pasjonaci i zapaleni gracze. Takie firmy nie mają zaplecza finansowego, Programy graficzne kosztują krocie. Nikt nie bawi się w Blenderze i Gimpie. Tu królują Max, ZBrush, Majka i PS, każdy warty kilka tysięcy złotych. A to tylko podstawa. Trzeba jeszcze wykupić „dodatkowe stanowiska”, lub dodatkowe kopie. Trzeba mieć komputery zdolne do komfortowej pracy z tymi programami, trzeba zakupić silnik graficzny na którym będzie opierała się gra, opłacić pracowników, reklamę. W takiej sytuacji jestem skłonny wykupić wczesny dostęp. Zrobiłem tak w przypadku The Repopulation, Gloria Victis. Zastanawiam się jeszcze nad GRAV i Albion Online. Jednak nie rozumie tego typu polityki w przypadku wielkich koncernów. To zwykłe chamstwo i pazernosć, przemawia przez nie zwykła chęć łatwego zysku.
tzn. także moim zdaniem to wszystko jest jakimś absurdem, w niektórych jeszcze firmach czy kiedyś
taki wczesny dostęp był tylko dla rodziny, pracowników – gdzie w śród pracowników wyróżniał się tak zwany „Tester” czy jak tam go nazywali, osoba testująca i wyłapująca bugi czy to był zatrudniony na pół-etatu, wyrywacz czy na etat to zależało od firm… ale FIRMA płaciła takiemu można powiedzieć „graczowi” pieniądze, z tego co słyszałem to też niekiedy nie były małe $
a teraz to odwrotnie xD taki tester ma płacić za grę aby ją przetestować absurd (obecnie zrezygnowałem z dokładania się takim hienom – sam jestem programistą i dla mnie to już jakiś wyzysk… )
No chyba ze ten wczesny dostęp naprawdę ma jakaś super gra z naprawdę mocnymi solidnymi wstępami
A to prawda… w tej chwili mam wrażenie, że finalna premiera się nie liczy. Problem jednak polega na tym, że „Early Access” to dla jednych kulejąca alpha, dla innych wczesna beta, a jeszcze inne gry dają w zasadzie pełen produkt. Najlepszym przykładem jest Plague Inc., które też jest Early Access ku mojemu zdziwieniu, a już jest grą w zasadzie kompletną (notabene to doskonała gra – długo się przed nią wzbraniałem z uwagi na raczej odrażającą tematykę i problem z przełamaniem moralnych skrupułów, ale dla weterana strategii to po prostu cudo… myślałem, że takich gier się już nie robi!).
Niestety dzieją się też takie rzeczy jak nieszczęśniczka Spacebase DF-9, która pobyła sobie Early Accessem aż do momentu kiedy twórcy uznali, że jej jednak nie skończą i ogłosili fakt jej porzucenia jako… premierę.