Pewnego dnia, nie tak dawno temu, wybuchła u nas w domu dyskusja na temat tego, czy dam radę napisać recenzję sprzętu komputerowego. Seriously?! Ja nie dam rady?!
A przepraszam, co w tym trudnego? Bierzesz i opisujesz swoje odczucia związane z danym sprzętem, zarówno te negatywne, jak i pozytywne prawda? Oczywiście na temat swojej płyty głównej zakupionej w zeszłym roku mogłabym napisać wiele, ale obiecałam sobie, że nie będę przeklinać, dlatego też wybrałam bezpiecznego gryzonia.
Dokładnie w dniu, kiedy do domu mego przybył ON, moja stara myszka walnęła focha i odmówiła dalszej współpracy. Piękne wyczucie czasu trzeba powiedzieć. I właśnie na przykładzie pana Myszka, zaprezentuje Wam moje umiejętności pisania recenzji. Uwaga – trzymajcie się foteli, bo spadniecie z wrażenia.
Był szary, ponury wtorek. Słońce świeciło mi w twarz, a ja zastanawiałam się co mnie dzisiaj spotka. Jeszcze nie wiedziałam, że tego dnia poznam Wacława, aczkolwiek kurierowi było Adam.
Pisk i radość – tak dokładnie wyglądał moment rozpakowywania, kiedy moim oczom ukazało się przecudne pudełko, a z niego przez szybkę spoglądał na mnie Razer Diamondback. Szkoda, że nikt tego nie nagrał, bo film z pewnością zrobiłby furorę na YT… Moglibyśmy zbić fortunę! Nie wiem jak to jest z Wami, ale ja utożsamiam się z przedmiotami, które posiadam. Samochód to Kropek, ława w pokoju to Koszmarek, a Razer Diamondback został nazwany Panem Diamentowym Myszkiem, w skrócie Wacław.
W tym momencie gratisowa lekcja historii specjalnie dla Was. Okazuje się, że przodek Wacława został zaprojektowany specjalnie pod potrzeby najbardziej wymagających graczy biorących udział w rozgrywkach znanych obecnie jako różnego rodzaju e-sporty. Dziadek Diamondback zadebiutował po raz pierwszy podczas Światowych Gier Cybernetycznych (World Cyber Games) w 2004 i była to pierwsza myszka na świecie z gamingowym czujnikiem optycznym! Pierwszy Myszek z rodu Diamondback zawojował świat i zebrał masę najróżniejszych nagród, dzięki czemu stał się najlepiej sprzedającą myszą tamtego okresu. Ha, to się dopiero nazywa mieć doskonałe pochodzenie!
Po wyjęciu gryzonia z pudełka przeżyłam mały szok – pan Myszek ewidentnie dba o linię, a do tego ma przepiękny dwumetrowy pleciony ogonek! Nie dość, że jest on naprawdę lekki (oficjalnie bez kabla waży prawie 90 gram), to ma on także bardzo szczupłą sylwetkę: 12,5 cm długości, podczas gdy tylko 6 cm szerokości, a do tego jest idealnie symetryczny. Prawdę powiedziawszy po raz pierwszy od dłuższego czasu widziałam tego typu myszkę – gdyby przeciąć ją wzdłuż na połówki, to wyszłyby idealnie takie same. Jestem osobą praworęczną, ale mogę sobie wyobrazić, że myszka ta z pewnością może zadowolić osoby leworęczne, szczególnie, że znalezienie takiego sprzętu nie jest łatwe. Wystarczy że spojrzę na mojego byłego, martwego gryzonia, który został specjalnie wyprofilowany dla praworęcznych władców tych stworzeń.
A co jeśli chodzi o wykonanie? Razer Diamondback zrobiony jest z matowego plastiku z elementami gumowymi umieszczonymi na bokach i kółku. Do swojej dyspozycji mam 7 przycisków, które można w pełni dostosować: wciskane kółko, prawy i lewy klawisz myszy, oraz po dwa przyciski na każdym z boków. Muszę powiedzieć, że koniec końców Myszek jest bardzo miły w dotyku, chociaż przyzwyczajenie się do położenia bocznych przycisków zajęło mi kilka godzin. Jedyny minus jaki ma według mnie ten gryzoń to brak podgrzewacza – dłonie mi marzną niemiłosiernie i mógłby ktoś w końcu wymyślić myszkę z podgrzewanymi elementami 🙂
Do dyspozycji Pana Myszka oddano najnowsze oprogramowanie firmy Razer zwane Synapse, które pozwala na stworzenie wielu profili, dzięki którym z pewnością poczujecie się jak Pan i Władca Waszego komputera. Synapse jest na tyle wyspecjalizowany, że pozwala na przypisanie do 7 przycisków Wacława (a nawet 8, bo jeszcze ruch kółkiem) takich rzeczy jak zmianę DPI, profili, uruchamianie programów, czy też makra. I uwierzcie mi, że to nie wszystko, gdyż jeśli wyrazimy na to zgodę, to oprogramowanie gryzonia może śledzić nasze ruchy podając nam na koniec sesji wiele interesujących statystyk, takich jak na przykład ile razy zmieniliście profil, czy też mapę ruchów kursorem. Muszę powiedzieć, że Razer naprawdę postarał się aby Wacław był super inteligentnym gryzoniem, który ma masę możliwości pozwalających mu na zapanowanie nad moim komputerem. Strach się bać co nas czeka w przyszłości…
Możliwość personalizacji wyglądu myszki jest z pewnością tak ważna dla gracza, jak zakup długo wyczekiwanej gry. Ta myszka oferuje bardzo dużo możliwości począwszy od zmiany funkcji wszystkich przycisków, aż po zmianę rytmu bicia jej serca…
Pierwsza wersja Diamondback świeciła, kolejna wersja wyszła w kolorze niebieskim, czerwonym i zielonym, a dopiero ostatnia wersja była czarna ze światełkami umieszczonymi w dolnej części obudowy. To nic w porównaniu do wersji z 2015, która może świecić w 16 milionach kolorów! Wyobraźcie to sobie, że myszka ta może mienić się w jakichkolwiek kolorach chcecie, dzięki czemu doskonale może wpasować się w Wasze otoczenia. Zielone ściany – nie ma problemu, może świecić na zielono, wystarczy zmienić to w oprogramowaniu, które jest bardzo proste w obsłudze. Żeby było ciekawiej, Myszek ma trzy miejsca w których są światełka: logo, kółko oraz obrzeże, i każde z tych miejsc może być oddzielnie kolorystycznie dopasowane do Waszych wymagań. Prawie jak kameleon… A domyślnie świeci właśnie w rytm bicia serca. Dzięki temu wiem, że po dwóch tygodniach testów Wacław wciąż żyje…
Swoją drogą, skoro teraz większość gadżetów potrafi mierzyć puls serca, to może kolejna wersja Diamondbacka będzie potrafiła rzeczywiście pulsować w rytm serca gracza? Wyobraźcie sobie, jak siedzicie w ciemnym pokoju, gracie w H1Z1 i wyskakuje na was zombie – podskakujecie z wrażenia, adrenalina idzie w górę, serce przyspiesza, a gryzoń… też zaczyna panikować błyskając coraz szybciej i szybciej…
Hmm… może się zagalopowałam. No dobrze, ale to miała być recenzja techniczna myszki Diamondback, a nie opis jej fenomenalnych możliwości zmiany wyglądu, więc skupmy się na liczbie 16. Czy pisałam już, że jej oświetlenie wygląda rewelacyjnie?
W przypadku tej wersji myszki, Razer upodobał sobie liczbę 16: nie dość, że ponad 16 milionów kolorów do wyboru, to jeszcze możliwość wyboru czułości nawet 16.000 dpi. Seriously?! 16.000 dpi? Jeśli o mnie chodzi to 3.000 jest już szaleństwem, ale rozumiem, że liczba ta została dodana dla tych najbardziej wymagających graczy… Hmmm… czyli jednak dla mnie 🙂
Żeby w pełni delektować się taką czułością, potrzebna będzie równie wypasiona podkładka. Owszem, Razer posiada takie w swojej ofercie, a do tego rewelacyjne oprogramowanie pozwala Wam na skalibrowanie jej z Panem Myszkiem. Jeśli jednak swoje ostatnie złoto wydaliście na adopcję nowego gryzonia, to powinna wystarczyć Wam mniej firmowa podkładka. W ostateczności wystarczy też free-to-play blat biurka. Przetestowałam oba warianty i Wacław mnie nie zawiódł.
W tym momencie powinnam sprawdzić, jak myszka ta poradzi sobie w różnego rodzaju grach. Niestety, z racji tego, że chwilowy brak karty graficznej uniemożliwia mi jej przetestowanie w strzelankach takich jak PlanetSide 2, czy też Ghost in the Shell, miałam szansę wypróbować ją w takich grach jak The Elder Scrolls Online, Fallout 4 (tak, jestem zszokowana, działa bez karty!), czy też Armored Warfare i wielu innych jakie mam na dysku. Plusem jest to, że gryzoń działał naprawdę dobrze we wszystkich gatunkach gier jakie grałam od momentu jego otrzymania. Na ten moment muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczona jak bardzo czuły jest to stworzenie i jak szybko reaguje na moje ewentualne gwałtowne ruchy – każdy może się w końcu wystraszyć zombie! Właśnie przez tą czułość swojego sensora mam wrażenie, że tak naprawdę Myszek pokaże pełnię swoich umiejętności dopiero w strzelankach. No cóż, przetestuję to za jakieś dwa tygodnie…
Porównując to do innych myszek, z Wacławem nie miałam żadnych problemów. Na przykład z gamingową myszką A4tech walczyłam miesiąc czasu zanim się do niej przyzwyczaiłam, a i tak ciągle miałam problemy z bezwładnością kursora przy szybkich ruchach. Nie wspomnę też, że po tygodniu użytkowania guma antypoślizgowa po prostu się odkleiła. Wacław za to dzielnie wytrzymał wszystko, cały czas pokazując swoje pazurki. Dużym plusem jest dla mnie także łatwość konfiguracji tej myszki. Przy myszce Logitecha G502 do tej pory nie za bardzo wiem jak skonfigurować jej pierdyliad klawiszy. Tutaj nie miałam takiego problemu.
Diamondback znikł z rynku w 2007 roku, ale po długiej przerwie do rodziny powróciła jej nowa wersja z 2015 roku wraz z pięknym wyglądem, laserowym sensorem, oszałamiającym kolorowym oświetleniem i użytecznym oprogramowaniem, więc fani mogą się cieszyć – prawda?
Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, bo mimo iż nadal jest to jedna z najbardziej niekonwencjonalnych myszy na rynku, to jednak ma ona znacznie większa konkurencję niż 12 lat temu. Cena jest wysoka, a do jej kształtu trzeba się przyzwyczaić, ale muszę powiedzieć jedno – odkąd jej używam i przez to, że jest tak niska, przestał boleć mnie nadgarstek. Jak dla mnie – osobę z syndromem cieśni nadgarstka, to jest bardzo duży plus.
Fani Razera z pewnością nie zawiodą się tym urządzeniem i będą cieszyć się jego olbrzymimi możliwościami, przepięknym oświetleniem oraz całkowitą oburęcznością. Osoby, które słyszały w przeszłości o czymś takim jak Razer Diamondback z pewnością będą chciały wypróbować tą mysz i pewnie się nie zawiodą. No cóż Pan Wacław „Diamentowy” Myszek należy do bardzo intrygującego rodu…
Wyjebiście się czytało, całkiem nowatorskie podejście do recenzji , napisane z jajem , a jednocześnie zawierające sporo informacji.
Od wielu lat jestem fanem produktów Razera ( mam gryzonie: klasyczną Nagę, Nagę Epic , klawiatury Annansi i Black Widow, keypada Orbweaver i słuchawki Tiamat 7.1, kiedyś mialem Nostromo ) dotychczasowe czytanie przeze mnie recenzje były w stylu wymiary takie i takie , wykonanie takie i take , parametry nastepujace itp. Czyli crap, który mogę przeczytać na stronie producenta. W tej recenzji miłe zaskoczenie.
A tak na poważnie to ja z przyjemnością przeczytałbym recenzję innych produktów napisane w takim stylu. Przyznaj się co tam masz w szafie … może kryje się tam gdzieś Razerowski Stargazer … ?
Pozdrowienia dla Wacława , niech mu serducho pulsuje 100 lat.
Dzisiaj nastąpił jakiś przełom/rewolucja. Kinya stanęła po ciemnej stronie mocy w TESO, a teraz jeszcze recenzja sprzętu komputerowego. I to jaka! W końcu coś dla mnie, bo sam musiałem się naszukać aby znaleźć myszkę, z której mogą korzystać osoby leworęczne. Jest z tym na prawdę duży problem! Ciekawa alternatywa dla osób, której nie korzystają same z komputera i nie chcą uprzykrzać życia „prawym” użytkownikom. Możliwości konfiguracji takiego sprzętu pod siebie to jakiś kosmos. Czułość sensora na 16000dpi, śledzenie ruchów gracza, bajery, lasery, światełka. Pewnie kupię coś takiego jak moja obecna myszka wyzionie ducha. Gryzoń troszkę drogi jak na polską kieszeń, ale lepiej dołożyć tę stówkę niż kupić podobne byle co, tyle, że przyciskami po obu stronach. Mam nadzieję, że będzie więcej tego typu publikacji bo piszesz ciekawie, zabawnie i na temat, bez takiego suchego rozwodzenia się o kabelkach, naklejkach,pudełkach i innych nikogo nieinteresujących bzdurach.
„Razer Diamondback został nazwany Panem Diamentowym Myszkiem, w skrócie Wacław.” Najlepszy… skrót… ever! XD
Nie, ja wcale nie jestem zazdrosny o Wacława… wcale absolutnie… Chce tylko powiedziec, ze lekko zaniedbany krasnolud szuka przyjaciolki dla ktorej moglby byc rozkosznym pieszczochem.
Praworęczni tak, ale leworęczni co mają zrobić? DeathAdder albo śmierć!
Drogie Panie przypominam , że osamotnione krasnoludy robią się grube , są włochate i śmierdzą piwskiem. Zapraszam na kieliszek czerwonego wina do wieży czarnego elfa 🙂
Znajdą się też myszki wyprofilowane dla leworęcznych ale racja – takich jest strasznie mała ilość. Ale mnie jako osoby praworęcznej to nie interesuje, gdyż to nie mój problem (sqrwol motzno :C ). Do tego to muszę przyznać, że znam kilka leworęcznych osób, które myszkę i tak mają pod swoją prawą dłonią Ö
Przereklamowany sprzęt. Liczą się umiejętności.
To możesz dopisać i mnie do tej listy. Też jestem leworęczny ale z myszki korzystam prawą dłonią i nie wyobrażam sobie zamiany stron 🙂
Ale przeciez nikt nie pisze ze super gamingowa myszka nagle sprawi ze bedziesz Mistrzem Swiata w Klikaniu na Czas?
Zawsze potrzebny jest skill. Dobra myszka ma ci tylko pomoc w osiagnieciu celu, swoja dokladnoscia, wygoda uzytkownia, trwaloscia.
nie za malutka w dłoni? Szczerze mówiąc to mnie zawsze w myszkach frapuje bo mam dłonie masarza i mało która mi leży.
Ale te przyciski na plus. Ja osobiście strasznie lubię mieć pod myszka więcej funkcji Najchętniej w ogóle bez klawiatury bym grał, myszka w obie dłonie i jedziemy. Wprawdzie sprzętowe makra budzą moje wątpliwości ale cóż… znak czasów 😐
Ale fajna recenzja więc +ik 😀
Szczerze to dla mnie wygląda za prosto 😀 Wolę coś grubszego jak madcatz. Chciałbym zobaczyć tutaj DeathStalker, może kiedyś się uda :d
Myszka jest orężem graczy. Oby twój Wacław pozwolił ci spuścić na głowy twoich wrogów zgubę. Pozwolił patrzeć jak padają przed tobą na twarz. I słyszeć ich lamenty!
Obiecałem dać znać co sądzę, ale tak wciągnęły mnie świąteczne przygotowania (czyt.: żona kazała mi robić różne rzeczy w domu 😉 ), że choć przeczytałem artykuł, to nie zdążyłem nic napisać :).
Recenzja jest bardzo solidna. Zawarłaś wszystkie kluczowe informacje i własny punkt odniesienia. Co do stylu – piszesz, jak zwykle, ze swadą, często mrugając okiem do czytelnika. Masz swój własny niezaprzeczalny styl i dajesz temu wyraz również w niniejszej recenzji.
Forma, którą wybrałaś, jest mocno widoczna, co jak sądzę wynika z faktu swoistego braku pewności co do recenzowanej materii – trochę wyczuwam, że mierzyłaś się z nową materią i gdzieś w tyle głowy miałaś pytanie: czy podołam? Podołałaś 🙂 – stres zupełnie niepotrzebny.
Teraz „minusy”. Nie jest to recenzja, której styl pozwoliłby na posiadanie stałej rubryki recenzenckiej na stronie dotyczącej sprzętu ;). Masz felietonistyczny styl, przez co taka forma narracji pozwala Ci funkcjonować albo okazjonalnie na jakiejś stronie, albo… na własnej stronie ;). Czy to rzeczywiście minus? W moim odczuciu nie. Piszesz bowiem dla konkretnej grupy odbiorców. Grupą docelową są w tym wypadku osoby, które odwiedzają Twoją stronę, i w moim odczuciu do nich trafia taka forma. Mi na przykład się podobało, bo z jednej strony dostałem rzetelny opis i kluczowe fakty, z drugiej zaś lekki styl, który mi odpowiada.
Co do pulsowania w rytm serca gracza, to jak śpiewała Maryla Rodowicz „to już było” ;). Choć w innej formie. Kiedy w kluczowym momencie meczu egzekwujesz karnego w Fifie na konsoli – pad wibruje Ci w rytm bicia serca, absolutnie nie ułatwiając egzekucji. W dodatku w niektórych grach działania gracza mają odzwierciedlenie w kolorystyce peryferiów :). I tak na przykład kiedy w Star Trek Online ogłaszam czerwony alarm na pokładzie mojego statku – kolor klawiatury Alienware zmienia się z niebieskiego na czerwony (albo z zielonego, jeśli jestem Romulaninem 😉 ). Z kolei w Star Wars The Old Republic – osprzęt Razera błyska na czerwono gdy gracz podejmuje decyzje zbliżającego go ku Ciemnej Stronie Mocy, a na niebiesko, gdy te zbliżające go do Jasnej Strony.
Ale, ale… miało być o recenzji ;). Jest dobrze. Osobiście uważam, że za taką recenzję Razer co najmniej powinien podarować Ci mysz :). Jest bowiem rzetelna, ciekawa, a w dodatku sprawiła, że mam ochotę tę cholerną mysz sobie kupić, pomimo złych doświadczeń z oprogramowaniem Razera ;).