The Long Dark coś w sobie ma. Ta gra na tyle mnie zauroczyła, że od kilku dni nie mogę przestać w nią grać.
Owszem, loguję się także do innych tytułów, bo w końcu karty w Hearthstone same się nie zdobędą, a dilithium w Star Treku się nie przerobi, ale to właśnie ten mały survival najczęściej gości w moich myślach.
Brak mapy, trudne warunki, bezustanne obserwowanie otoczenia i zmagania postaci z mroźną pogodą – to wszystko powoduje, że nie mogę się od niej oderwać. W końcu udało mi się dożyć 13 dnia! A to jest dość niesamowity wyczyn jak dla mnie, zważywszy na to, że przez ostatnie trzy dni (w grze) kręciłam się zagubiona po drugiej stronie tamy.
A miało być tak prosto – wypad na tamę po różnego rodzaju surowce. Znaleźć tam można, prócz ciemnych i strasznych zaułków, sporo jedzenia, ciuchów oraz metalu, którego na razie nie jestem w stanie zebrać, bo nie mogę znaleźć piły do pocięcia.
To miejsce jest naprawdę przeraźliwe, szczególnie jeśli ma się wystarczająco głośno dźwięki tej gry. Ma się wrażenie, że tama żyje sama w sobie. Trzaski, gwizdy, łomotania – to wszystko wielokrotnie prawie przyprawiło mnie o zawał serca. Najstraszniejsze wspomnienie, to jednak moment w którym w środku nocy zabrakło mi nafty w lampie i zapanowała ciemność. Totalna…
No dobrze, ale wracając do mojej wyprawy. Od początku wiedziałam, że wyprawa potrwa parę dni – jeden potrzebny na dojście, kolejny na przeszukanie pomieszczeń i potem jeden na powrót z częścią znalezionych rzeczy. Powoli przeszukiwałam kolejne pomieszczenia i znalezione rzeczy co jakiś czas wynosiłam do wyjścia. I kiedy tak dotarłam do najdalej oddalonych pomieszczeń, zobaczyłam drzwi pozwalające na opuszczenie tamy. Jako, że jestem osobą ciekawską, postanowiłam zerknąć co się za nimi znajduje, po czym wrócić z powrotem do tamy, zanieść zebrane rzeczy na miejsce i ewentualnie powrócić tutaj w czasie późniejszym.
I to był błąd.
Okazało się bowiem, że znalezione przeze mnie drzwi są przeciwpożarowymi i funkcjonują w jedną stronę. Moja ciekawość mnie zgubiła i wylądowałam przed nocą, po drugiej stronie tamy, kompletnie nieprzygotowana na to co może mnie tutaj spotkać. Czyli w sumie taki prawdziwy survival?
Próbowałam na szybko poszukać wejścia, no bo przecież musi jakieś być – chyba devsi nie stworzyliby tamy, do której nie ma wejścia po drugiej stronie? Po kilkunastu minutach bezcelowego latania w te i we w te, postanowiłam rozpalić ognisko i przemyśleć sprawę nad ranem.
Od razu Was uprzedzę, że byłam aż tak poruszona tym zajściem, że nawet nie pomyślałam aby zrobić zdjęcia za dnia 🙂
Po przebudzeniu, skonsumowałam resztę pożywienia jakie miałam w plecaku, napiłam się wody, wywaliłam z plecaka niepotrzebne rzeczy i rozpoczęłam przeszukiwanie tej lokacji. A było to dziwne miejsce – góry otoczyły zalew stworzony przez tamę tworząc liczne szczeliny i przesmyki. Wielokrotnie już mi się wydawało wydawało, że znalazłam wyjście, po to by tak naprawdę zatoczyć koło. Całe szczęście po tej strony tamy natura obrodziła w grzybki Rakshmi, które zwalczają gorączkę, a do tego znalazłam sporo opału. Zamarznięta sarna w jaskini na jaką się natknęłam, dostarczyła mi kilka kawałków mięsa, a to oznacza że była szansa iż może udać mi się przeżyć, pod warunkiem że nie zamarznę w czasie snu.
Kolejnego dnia ponownie zaczęłam przyglądać się tamie. No bo przecież musi być jakieś wejście – prawda?
Mało nie zginęłam próbując przejść po gzymsie na drugą stronę tamy, ale niestety także i tam nie znalazłam nic ciekawego. No dobrze – znalazłam kolejną zamarzniętą sarnę i zaczęłam się zastanawiać w jaki sposób, to biedne stworzenie się tam dostało?
Ogólnie trzy doby w grze zajęło mi znalezienie wejścia do tamy, a co najśmieszniejsze, to przechodziłam koło niego kilkukrotnie. Tak się zasugerowałam tym, że muszą to być drzwi, iz przestałam zwracać uwagę na inne pasujące do układanki elementy.
Grunt powiedzieć, że odetchnęłam z ulgą gdy udało mi się znaleźć wejście do tamy, bo to oznacza jedno – mogę zrealizować swój pierwotny cel i przenieść znalezione tutaj rzeczy do chatki, którą tymczasowo zajmuje. Chatki, która – jak wynika z moich wyliczeń, stoi najprawdopodobniej po środku mapy Mystic Lake, a więc jest idealnym miejscem startowym na wszelkiego rodzaju zwiedzanie.
Mimo, iż The Long Dark jest we Wczesnym Dostępie, czyli do kategorii, którą – poza kilkoma tytułami, powinno się unikać szerokim łukiem, to jednak coś w sobie ma. Jak na razie naprawdę nie żałuję, że zdecydowałam się na jej zakup 😀
Szkoda jednak, że jest to singleplayer. Myślę, że wersja multi mogłaby zrobić furorę.
To wszystko brzmi bardzo fajnie ale boję się ze wersja mmo/multi zabiłaby wiele aspektów, które sprawiają że ta gra tak ci się podoba…
Kurczę znowu wyszło pesymistycznie…a miałem być bardziej pozytywny w tym roku 😐
Jednak zawsze istnieje możliwość że nie mam racji 😉
Multi nie ale max 2-osobowy coop byłby fajny. TLD nie jest stworzona do multi, zepsuło by to cały klimat tej gry. Właśnie to osamotnienie, ciągłe zagrożenie głodem, wyziębieniem, dzikimi zwierzakami tworzy świetny, mroczny klimat. Ludzie by to popsuli.