Smoczy tłok czyli TUOKJeszcze przed świętami, podczas odliczania minut do rozpoczęcia długo oczekiwanego urlopu, przeczytałem na jednym z blogów artykuł. Samo w sobie wydarzenie nie jest niczym szczególnym, ludzie czytają blogi codziennie, a z niezwykłości ta informacja niesie w sobie co najwyżej tyle, że umiem czytać. Z mojego subiektywnego punktu widzenia przeczytane wówczas treści spowodowały lawinę przemyśleń, ruchów myślowych i podrygiwań śledziony. Co ciekawe, założę się, że spora część graczy będzie miała te same przemyślenia.

Jeżeli ktoś grywał w World of Warcraft i poszukiwał informacji o tymże świecie, z dość dużym prawdopodobieństwem, trafił zapewne na serwis WoW Insider. Niejaka Sarah Pine wyzewnętrzniła się tam odnośnie swojej absencji w Azerothcie i powrotu doń (http://uko.ms/harjo). Streszczając, skracając, podsumowując i przeinaczając cały tekst – WoW to jej dom.

Grywam od wielu, wielu lat. Przerobiłem ilość tytułów, która czasem mnie przeraża (bo jest dowodem, że w niepojęty dla mnie sposób zaginam czasoprzestrzeń). Mimo to, pewne gry, zajmują szczególne miejsce w moim sercu, choć przez długi czas nie zadałem sobie pytania – „właściwie… dlaczego?”. Odpowiedź jest zaś prosta – bo dobrze się kojarzą. Z miejscem, osobami, przeżyciami.

Pamiętam doskonale gry z NESa i SNESa, które zawitały jako pierwsze na tych platformach pod mym dachem (a dokładniej – najpierw pod dachem kumpla). Godziny spędzone przy Super Mario Bros., Adventures of Dizzy, Big Nose i kilku innych do dziś przypominają mi te nieliczne radosne i beztroskie chwile pomiędzy przedszkolem, a końcem podstawówki. Inne „gierki na Pegazusa” jakoś niespecjalnie mnie ruszają (choć do dziś mam sentyment do gier o znacznej pikselizacji).

Ice Climber czyli obowiązkowy tytuł na pamiętnych wakacjach spędzonych z kuzynostwem
Ice Climber – obowiązkowy tytuł na SNESa

Przestało mnie dziwić, że z uporem maniaka wracam do tytułów takich jak Heroes of Might and Magic 3, Stronghold, Commandos: Behind Enemy Lines oraz Diablo i Diablo 2. Naprawdę długie godziny spędziłem z bratem na grywaniu w te tytuły. Szczerze się przyznam, że chwile kiedy we dwóch rozkminialiśmy kolejne plansze w „herosach”, misje w Strongholdzie czy Commandosie są jednymi z cieplejszych wspomnień, które posiadam.

In the Wake of Gods - ten dodatek zmieniał grę doskonałą w... najdoskonalszą
In the Wake of Gods – ten dodatek zmieniał grę doskonałą w… najdoskonalszą

Wreszcie – World of Warcraft – grałem w niego przez ogromny kawał czasu, w czasie którego zdążyłem skończyć studia, ożenić się, znaleźć świetną pracę i zostać ojcem. Gdybym się skupił mógłbym powiedzieć co akurat w WoWie robiłem, kiedy każdy z tych momentów następował. Czy są gry lepsze graficznie od WoWa? Oczywiście. Czy są gry z bogatszym światem? Być może. Ale to nie zmienia faktu, że dla mnie to właśnie WoW jest „tym” MMO i pozostanie pewnie już na zawsze.

W tym miejscu zaczęła się  niejedna przygoda z WoWem...
W tym miejscu zaczęła się niejedna przygoda z WoWem…

W sumie, jeśli się nad tym zastanowić ciut głębiej, to można spokojnie zakładać, że działa tu ten sam mechanizm co przy „kiedyś było lepiej”, „za moich czasów”, „za komuny” itd. Przecież tak naprawdę – osoby wzdychające nad mijającym czasem i zmianami zachodzącymi w świecie i jego przejawach, objawach i zabawach, nie tyle wzdychają nad postępującą degrengoladą, co tęsknią za minionymi latami i powiązanymi z nimi przeżyciami. Za takim czy innym domem. Niemal niemożliwe jest do niego wrócić. Jednakowoż będąc zapalonym graczem, bibliofilem, audioholikiem czy kinomanem można tego doświadczyć.

Jeżeli więc pewne gry nieodmiennie, pomimo upływu lat, cieszą Was tak samo, mają niezrozumiały dla otoczenia magnetyzm, sprawiają, że inni pukają się w głowę gdy widzą Was po raz kolejny przy tym samym tytule – uśmiechnijcie się z politowaniem i róbcie swoje. Jesteście w domu. Po raz kolejny. Prawie jak u mamy.

Poprzedni artykuł[STO] Koniec zimowego eventu!
Następny artykuł[PS2] GU16 – Zmiany w ESF
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Kinya

Heroes of Might and Magic 3 – nie wiem ile godzin w to przegrałam, ale chyba więcej niż w EQ2.
No dobra – znikam na weekend, wracam do domu 😀

Wichura

Po Armageddon’s Blade miałem chyba dość już na zawsze. Długie kampanie wtedy robiono.

Ja ciągle gram raz na rok lub 2 lata w Master of Orion 2, rzadziej w Master of Magic, czy Dakrlands, ale DosBoxa odpalam w tym czy innym celu przynajmniej raz na pół roku. Od jakiegoś czasu zbieram się do Reunion.