Jak to latem bywa, nie tylko nie chce się spędzać wielu godzin przed komputerem, ale i czasu na granie jest zdecydowanie mniej. Jednak w lipcu udało mi się rozpocząć swoją fabularną przygodę w kooperacyjnej strzelance studia Gunfire Games – Remant: From the Ashes.

I powiem Wam, że jak na razie jestem zachwycona. Wykreowany przez twórców świat jest fascynujący, historia wciągająca, a możliwość grania z przyjaciółmi w kooperacji jest wisienką na torcie.

W Remnant: From the Ashes zwiedzamy postapokaliptyczny świat, który opanowany został przez tajemnicze potwory znane jako The Root. Przygodę zaczynamy na zniszczonej Ziemi, gdzie w bazie powstałej nad starym laboratorium medycznym, ukrywa się kilkanaście osób ocalałych z tej inwazji. Naszym celem jest dotarcie do tajemniczej wieży, znajdującej się na środku oceanu, która wydaje się znajdować w epicentrum wydarzeń.

By to osiągnąć potrzebujemy pomocy Forda – ekscentrycznego założyciela bazy Ward 13, z którego notatek możemy założyć, że wie o wiele więcej o najeźdźcach, niż wolałby się przyznać. Jednak człowiek ten znikł, więc my musimy go odszukać.

Nasze poszukiwania zabiorą nas do tajemniczego Labiryntu, wypełnionym tajemniczymi portalami. Stamtąd udamy się na zniszczoną planetę Rhom, bagniste Corsus i leśną Yaeshę, gdzie poznamy zarówno nowych sprzymierzeńców, jak i przeciwników.

I niby nic szczególnego, gdyby nie to w jaki sposób skonstruowana jest ta gra.

Każda mapa: Ziemia, Rhom, Corsus, Yaesha – jest częściowo proceduralnie generowana. Mamy pewne stałe elementy, ale lochy, które zwiedzamy oraz ich mieszkańcy, mogą ulegać zmianie. By mieć szansę walczyć z wszystkimi unikatowymi przeciwnikami – a uwierzcie mi, że walki są naprawdę wymagające – trzeba niekiedy zresetować daną mapę wielokrotnie, modląc się jednocześnie do boga RNG, by właśnie teraz wylosował nam bossa, którego brakuje nam do naszej kolekcji pokonanych.

Jednak walki z bossami, chociaż mocno zainspirowane Dark Souls, to nie wszystko. Każda mapa (planeta) oferuje unikalne wydarzenia, do których można podejść w dwojaki sposób, otrzymując nie tylko różne nagrody, ale i pomoc w fabule. Ba, jeden z wyborów pozwala Wam całkowicie ominąć Corsus, udając się bezpośrednio na Yaeshe. Wybierzcie dobrze i macie fabułę skróconą o 1/4, albo źle, jeśli w Waszych planach było zwiedzanie bagnistych terenów Corsus…

Pomówmy teraz o walce. Powiem krótko: uwielbiam ją!

Do wyboru mamy jedną broń do walki wręcz oraz dwie bronie palne – każdy z tych elementów możemy dowolnie zmieniać. Do tego dochodzi ubiór naszej postaci z różnego rodzaju bonusami oraz modyfikacje broni, dające nam dostęp do ciekawych umiejętności. Naszą przygodę zaczynamy z wybranym zestawem wyposażenia (klasą), ale wraz z postępem fabuły, nie tylko znajdziemy nowe elementy, ale możemy je także wytwarzać oraz zakupić. Co ciekawe, część z tych rzeczy odblokować można jedynie po rozwiązaniu ciekawych i wymagających zagadek.

Każdy element naszego wyposażenia możemy ulepszyć, zwiększając ilość ochrony, czy też zadawane obrażenia. Jednak równie dobrze możemy zostawić je bez zmian i zwiedzać świat oraz ukończyć całą fabułę na poziomie wyjściowym. Bo w tej grze przeciwnicy dostosowują się do nas i do tego jak bardzo ulepszony ekwipunek posiadamy. W skrócie: im lepszy sprzęt, tym groźniejsi przeciwnicy.

Mamy więc broń, ubiór i modyfikacje. Kolejnym elementem układanki są Cechy naszej postaci, na które wydajemy zdobywane przez nas punkty doświadczenia. Zaczynamy z podstawową cechą klasową, a kolejne odblokowujemy wraz z postępami w fabule, zabitymi bossami, naszymi wyborami, czy też naszymi akcjami – nie ma to jak wielokrotne zabicie swojego partnera, by móc dostać jedną z takich unikalnych Cech…

Remnant: From the Ashes oferuje niesamowitą powtarzalną grywalność. Po skończeniu fabuły, możemy ją zresetować i zacząć od nowa licząc na spotkanie innych przeciwników, czy też dokonując innych wyborów. Możemy też przenieść naszą postać do trybu Adventure i resetować poszczególne światy. A dla totalnych hardcorowców jest jeszcze Survival, czyli tryb gdzie zaczynamy naszą przygodę jedynie z pistoletem, przeciwnicy w regularnych odstępach czasowych stają się coraz mocniejsi, a śmierć postaci oznacza koniec rozgrywki i utratę ekwipunku.

By jednak nie było tak różowo, jest jednak coś w tej grze, co mnie lekko irytuje: lokalność kooperacji. Grając ze znajomymi, oznacza to, że dostęp do poszczególnych map i regionów, odblokowuje tylko osoba, do której dołączyliśmy. Po zakończeniu rozgrywki, gdybyśmy chcieli iść pozwiedzać jakiś region, nie mamy takiej możliwości – musimy fabułę robić od nowa na naszej sesji. Z jednej strony jest to minus, z drugiej jednak jest to szansa na spotkanie innych przeciwników, więc sami oceńcie.

Jeśli chodzi o moje przygody, to zaczęłam swoje pierwsze zwiedzanie Yaeshy. Przede mną jeszcze sporo do zrobienia: dokończenie podstawki oraz ukończenie rozszerzenia Swamps of Corsus. A to wszystko przygotowując się do nadchodzącego finalnego DLC do Remnant: From the Ashes – Subject 2923.

Poprzedni artykułThe Division 2 po raz kolejny ulepsza łupy, a także zmienia ul i wyrzutnię chemiczną
Następny artykułFinal Fantasy XIV: ceremonia ślubna Diabli Nadali i Pana Starszego
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Aniol