Od soboty pogrywam w kolejną odsłonę Wolfenstein i powiem Wam, że moje uczucia są bardzo mieszane. Zaczęło się od totalnej irytacji i ochoty wywalenia komputer przez okno, gdy okazało się, że nie mogę robić zrzutów ekranu w żaden przystępny sposób znany graczom, a skończyło na: „w sumie nie jest tak źle„.

Trudno jest mi oceniać Wolfenstein Youngblood w porównaniu do innych tytułów tej serii, bo tak naprawdę w żaden inny nie grałam. Nie oszukujmy się – jeśli chcę pograć singleplayer, to uruchamiam sobie jakąś strategią, jak chociażby Surviving Mars. Ja lubię grać z innymi, więc Youngblood akurat się tu wstrzelił. Teraz przynajmniej nikt mi nie powie „Naprawdę nie grałaś w żadnego w Wolfensteina?! Nawet nie wiesz co tracisz!” Ha! Grałam 😀

Więc jak mi się gra w Wolfenstein Youngblood? Dość ciekawie muszę powiedzieć. Z jednej strony mam wrażenie jakby grafika była sprzed co najmniej kilku lat, a poruszanie postaci i walka rodem z Fallout 76. Z drugiej strony mamy bardzo interesującą i lekko przerażająca wersję alternatywnej rzeczywistości w nazistami, ruchem oporu i siostrami udającymi wojowników ninja w egzoszkieletach w rolach głównych.

Akcja rozgrywa się w okupowanym przez nazistów Paryżu, gdzie zaginął bohater wcześniejszych Wolfensteinów i ojciec bliźniaczek – William J. Blazkowicz. To właśnie tam wyruszają dziewczyny na jego poszukiwanie, spotykają się z ludźmi z francuskiego ruchu oporu i wykonują dla nich różnego rodzaju zadania. A to trzeba uratować jakiś cywili, a to zdobyć jakieś dane – po prostu misje podobne do tych z innych gier multiplayer, ale oczywiście wpasowujące się w klimat. Praktycznie biegamy w te i we wte otrzymując w nagrodę punkty doświadczenia i umiejętności, po to by ulepszać naszą postać i ostatecznie zmierzyć się z generałami zarządzającymi tym miastem.

Mam przegrane w Wolfenstein Youngblood zaledwie kilka godzin i jestem przekonana, że osoby skupiające się tylko na fabule oraz zdobywaniu punktów umiejętności, już dawno w tym czasie doszłyby do epickiego finału. Ale znacie mnie – ja muszę pozwiedzać i odkryć to co ukryte.

A to trzeba wskoczyć na jakąś markizę by móc wejść do opuszczonego mieszkania, a to zajrzeć do jakiegoś kanału, albo rozwalić jakieś zabarykadowane drzwi. Po drodze zbieramy okulary 3D, notatki, taśmy VHS, dyskietki (młodzież pewnie nie wie co to jest), czy też kasety z nagraniami. Przesłuchując taśmy i czytając znalezione notatki dowiadujemy się o ukrytych ciekawostkach, kodach potrzebnych do otworzenia co niektórych skrzyć z wartościowymi zasobami, a także historii tego alternatywnego świata.

Sama walka także nie jest zła. Przeciwnicy są różnorodni, począwszy od dopiero-co-zerwałem-się-z-łóżka wpół-roznegliżowanych nazistów, których zabijamy praktycznie jednym strzałem, poprzez gestapowców, super żołnierzy w mechanicznych kombinezonach, aż do mechów i wielgachnych zionących ogniem żelaznych ogarów. Są tez i drony, które zawsze mnie wypatrzą chociażbym nie wiem gdzie się chowała, a także komendanci, których trzeba zdjąć w pierwszej kolejności, jeśli nie chcemy walczyć z przeciwnikami mocniejszymi od nas.

Mam jednak problem z bronią. Ja rozumiem, że klimat, że naziści, że okupowana Francja, itd. Jednak kto wpadł na pomysł by od startu gry bronie nazywały się Pistole, Machinpistole, Sturmgewehr, Kugelgewehr, Blitzgewehr i… broń biała. Z tej listy rozumiem zastosowanie trzech z nich, natomiast te z końcówkami –gewehr są dla mnie totalną zagadką. Za cholerę nie wiem czym są i na jakich przeciwników są najlepsze.

Fajnie by było, gdyby można było im zmienić nazwę, bo może wtedy bym pamiętała w trakcie walki, która z nich to strzelba, która to AR-ka, a który to karabin maszynowy. Oczywiście jest to problem, z którym można sobie poradzić (np. zrobić listę na karteczce z polskim tłumaczeniem i przykleić do monitora), ale jest jedna rzecz, która ma u mnie olbrzymiego minusa.

Nie wymagam, by każda gra miała tryb fotograficzny – chociaż nie jest to zły pomysł. Jednak to, że w 2019 roku nie mogę usunąć chociażby interfejsu by zrobić fajne zdjęcie, to dla mnie tragedia. Wiecie przecież jak bardzo kocham robić zdjęcia wirtualnych światów z różnych gier (galeria).

Oczywiście ten problem nie przeszkodził mi i tak w zrobieniu ponad 150 zdjęć z gry… Aż ciśnie mi się na usta cytat z The Big Bang Theory: „What is wrong with me?!„. Poniżej zamieszczam kilkanaście z nich i powiedzcie sami, czy nie byłyby lepsze gdyby nie było widać broni i interfejsu?

No to wracam do gry. Zostało mi jeszcze kilku nazistów do ubicia 🙂

Poprzedni artykułPrace nad Mavericks: Proving Grounds anulowane, studio ogłosiło bankructwo
Następny artykułBungie opóźnia premierę wersji F2P Destiny 2 oraz dodatku Shadowkeep
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
PolicMajster

Grałaś w dwa Wolfensteiny. Ten na automatach to pierwsza część:)