Zeszły tydzień nie zaczął się zbyt dobrze, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Wielka awaria internetu jednej z sieci wymusiła na mnie niejako zagranie w tytuł offline, więc wybór padł na jedną ze strategii.

Mniej więcej w tym samym czasie Epic Games przypomniał mi, że do końca kwietnia muszę wykorzystać posiadany przeze mnie i zapomniany kupon na 40 zł. A, że od dawna miałam już oko na jedną z gier – Surviving the Aftermath, tylko jakoś nie było okazji dotąd by ją zakupić, więc z niej skorzystałam.

I powiem Wam jedno: to była świetna decyzja!

Wciągnęło mnie już pierwsze kilka minut. Otóż w tej grze wybór rodzaju rozgrywki nie polega na zaznaczeniu jednej z opcji: łatwy, trudny, hardcore, ale na bardziej personalnym podejściu do gracza. Określamy jak często chcemy mieć katastrofy, jak żyzne mają być tereny, czy też nawet w czym chcielibyśmy się specjalizować oraz ilu ocaleńców mamy na starcie. Potem nasz baner, nazwa miasta i motto, którym będziemy się kierować.

Nie będę Was oszukiwać, po pierwszym uruchomieniu gry, wybrałam wszystkie najłatwiejsze (tak by się wydawało) opcje. Ale wbrew pozorom nie było łatwo. W trzy dni zabrakło mi jedzenia, skończyło się drewno, pająki zżarły mi połowę ocaleńców i kolonia Somewhere przestała istnieć.

W kolejnym podejściu udało mi się już przetrwać kilka dni i nawet wybudować bramę do mojej kolonii, ale nadciągnęły upały i wykończyły całe towarzystwo. Brak wody okazał się bardzo bolesny.

Nauka czyni Mistrza, więc w Pingustanie postawiłam wpierw na tartak, zbieraczy złomu i plastików, wieże wodne, trapera oraz rybaka, a dopiero potem zadbałam o przyziemnie potrzeby mieszkańców takie jak chociażby namioty do spania. To im jednak nie wystarczyło. Zaczęli domagać się wychodków i namiotu medycznego, a atak zmutowanych szczurów wymusił na mnie zmarnowanie cennych surowców na dół na zwłoki.

I kiedy już myślałam, że chyba się udało, przyszła zaraza… Całe szczęście miałam już namiot medyczny, więc szybko dodałam kolejny. Kilka dni wcześniej udało mi się wybudować bramę, więc do kolonii zaczęli przyciągać specjaliści, których mogłam wysłać w świat na poszukiwanie lekarstw. Rozpoczął się wyścig z czasem, który jakimś cudem udało mi się wygrać.

A otaczający kolonię świat to inny rodzaj rozgrywki.

Naszych ocaleńców podzielić możemy na dwa rodzaje: pracujące w kolonii mróweczki, oraz tych, którzy są specjalistami w swojej dziedzinie i w magiczny sposób mogą przekroczyć bramę. Jeśli mamy szczęście, to zrekrutujemy sobie zwiadowcę, który ma dużo punktów ruchu, ale każdy inny specjalista też się przyda. Naukowcy znajdują więcej punktów badań, których potrzebujemy do wynajdywania różnych rzeczy w naszych drzewkach technologicznych. Wojownicy jak sama nazwa wskazuje są nieźli w walce z bandytami (i dzikimi zwierzakami w kolonii), a poszukiwacze znajdują więcej skarbów oraz monet, potrzebnych do handlu z innymi koloniami.

Tak naprawdę, to priorytetem przy tworzeniu kolonii jest budowa bramy wjazdowej. I to z trzech powodów. Po pierwsze by móc rozwijać kolonię musimy rekrutować innych ocaleńców, a Ci zaczną się pojawiać, tylko wtedy gdy postawimy bramę – widocznie wychodzą z założenia, że kolonia bez bramy nie jest warta wysiłku.

Po drugie, możemy wysyłać specjalistów nie tylko po to by znaleźli różnego rodzaju przydatne przedmioty, ale i punkty badań, bo bez tych też nie rozwiniemy naszej kolonii.

A po trzecie, to brama chroni nas (po części) przed atakiem bandytów, którzy od tej pory ładnie anonsują swoje przybycie. Niestety dość często udaje im się ją rozwalić, ale my już zdążyliśmy podesłać naszych specjalistów od walki, więc nie mamy aż takich wielkich strat w ludziach.

Wracając do naszych drzewek technologicznych, to podzielone zostały one na cztery główne kategorie: żywność, produkcja, kolonia i eksploracja. W każdym z nich jest sporo ciekawych rzeczy do odkrycia, tylko jeszcze nie wiem czy na wszystko starczy nam punktów. Więc tak naprawdę, to trzeba sobie zaplanować rozwój: chcemy mieć kucharzy, którzy przygotują więcej posiłków, a może zainwestować w eksplorację i możliwość używania czterech kółek do szybszego poruszania? Wybudować farmę wiatraków dających prąd, czy może szkołę, która zwiększa efektywność naszych ocalańców? Wyborów już w tej chwili jest naprawdę sporo, a twórcy obiecują, że to dopiero początek.

Żeby nie było, Surviving the Aftermath znajduje się we wczesnym dostępie, a w związku z tym można trafić na jakieś błędy. Niektóre rzeczy także nie są jeszcze do końca dopracowane – jak na przykład powtarzające się podpowiedzi, czy też przyspieszony czas, który nie zwalnia gdy się coś dzieje, przez co można wiele rzeczy przegapić (np. atak wściekłych dzików). Wierzę jednak, że zanim doczekamy się premiery, elementy te zostaną dopracowane, a do tego dodanych zostanie mnóstwo nowej zawartości.

Jeśli lubicie city buildery z elementami survivalowymi (np. Banished), to ten tytuł może przypaść Wam do gustu. Mnie wciągnął i to tak bardzo, że moja połówka zaczęła narzekać iż ociągam się z fabułą w FFXIV i mam się ogarnąć, bo podobno są priorytety 😀

Jest jeszcze jeden wielki plus tej małej gierki: tryb fotograficzny. Prosty, bo prosty, ale jest, a dla mnie jest to ważne.

Poprzedni artykułConan Exiles ulepszy funkcje niewolników, zapowiada DLC Architekci Argos
Następny artykułAshes of Creation zapowiada alpha testy i pokazuje walkę w grupie